Niemal
zasnęłam z Hope na kolanach, gdy przez szybę okna przebił się blask reflektorów
starego volvo dziadka. Przyjechali.
Zanurzyłam
suczkę w miękkim kocu i wyszłam zamykając drzwi na klucz. Spojrzałam na nią
ostatni raz, a kąciki moich ust uniosły się do góry. Wystarczyła zaledwie
godzina, bym oddała całe moje serce .
Była w końcu nadzieją, a ja jej łatwo nie tracę.
Musiałam się pospieszyć, by zdążyć przed
dziadkami. Prawie przylegając do zimnego muru domu skierowałam się na jego
tyłu. Wślizgnęłam się do środka przez kuchenne drzwi.
-Jak było?-
spytałam, gdy para przekroczyła próg.
-Beznadziejny
film.- burknął dziadek.- Kolejne romansidło.
-Ach, daj
spokój!- babcia uderzyła go torebką.
Po chwili
obydwoje wybuchnęli śmiechem, a ja razem z nimi. Babcia sięgnęła po swój kubek
, uprzednio wrzucając do niego saszetkę herbaty. Usadowiła się wygodnie na
krześle, zdjęła kwiatową apaszkę i już przygotowywała się do opowieści, gdy
przyłożyłam rękę do ust symulując ziewanie. Była straszną gadułą, a ja mimo to,
że kochałam jej słuchać tym razem nie sądziłam, że moja głowa pomieściłaby
historię kolejnej wiecznej miłości. Przeszłam salon i wskoczyłam na pierwszy
schodek. Obdarzyłam dziadka przepraszającym spojrzeniem, wiedząc, że tym
sposobem załatwiłam mu ciekawą pogawędkę.
-Nie
nudziłaś się?- zatrzymała mnie babcia.
Nie. Skądże!
Największy drań podarował mi psa, siedziałam na jego kolanach i wymieniłam z
nim więcej niż jedno zdanie… Jakie to fascynujące, wręcz idealne na rozmowę ze
staruszką w nastroju do plotek.
-Troszkę.-
zapewniłam szczerząc białe zęby.- Pójdę już spać, dobranoc.
Otulona w
miękkim kocu próbowałam rozluźnić myśli. Nie było łatwo. Hanbin jakimś cudem
był dla mnie dość miły, a jakby tego było mało kompletnie zapomniałam o
wypracowaniu z angielskiego. Zakryłam twarz dłońmi, a gdy moje palce znów
znalazły się na kolanach, popatrzyłam na listę. Cholerny punkt 1 zmusił mnie
niemal do wypełznięcia z łóżka i sięgnięcia po długopis oraz czystą kartkę.
-Panno
Parker…- usłyszałam surowy głos profesora chemii.- Powtórzy pani co właśnie
powiedziałem?
Wyprostowałam
się natychmiast zdając sobie sprawę, że niemal leżałam na ławce. Po
nieprzespanej nocy, spędzonej na poprawianiu każdego, nawet minimalnego błędu,
byłam wyczerpana. Moje ociężałe powieki błagały o zapałki, a kolana z trudem
nie zginały się za każdym razem, gdy prostowałam nogi. Byłam perfekcjonistką, a
to czasami się tak kończy. Czasami, gdy ktoś zabiera czas i zaprząta myśli.
-Przepraszam…-
pokręciłam przecząco głową.
Mężczyzna
spiorunował mnie wzrokiem i zaznaczył coś w dzienniku, na pewno przy moim
nazwisku. Próbowałam doprowadzić się do stanu użyteczności masując twarz.
Przepisywałam notatki z tablicy nie zastanawiając się nawet nad ich sensem.
Byłam pewna, że również pomyliłam zeszyty, a wiersze z wzorami chemicznymi
znalazły się pod opracowaniem kolejnej lektury.
Nie minęła
minuta, a na zeszycie przede mną wylądowała karteczka. Obróciłam się, by
spotkać uśmiech Bobby’iego. Ubrany w czarną koszulkę spoglądał na mnie z
rozbawieniem. Niepewnie sięgnęłam po kawałek papieru.
„Zakochana?”
Przewróciłam
oczami. Co za głupota?
„Tak. Na
pewno w Tobie.”
By jeszcze
podkreślić sarkastyczną odpowiedź narysowałam serduszko i misternie złożyłam
karteczkę. Upewniając się, że profesor Smith niczego nie zobaczy, wyciągnęłam
się do tyłu stykając się z palcami chłopaka.
-Czy ja
państwu przeszkadzam?- gniewny głos wykładowcy skierował się w naszą stronę.
Czy on ma oczy dookoła głowy?- Proszę oddać tą karteczkę.
Mężczyzna
wyciągnął dłoń, na której chwilę potem brunet położył liścik. Oczywiście go
przeczytał. Taki wykształcony, a nie zna znaczenia słowa „prywatność”.
-Oh,
przeszkodziłem w zwierzeniach…- mówił donośnym głosem tak, by aby ta informacja
dotarła do każdego.- Ale to nie jest ani czas ani miejsce na romanse.
Złośliwy
idiota!
Zadzwonił
dzwonek, a ja tylko patrzyłam na przepychających się w drzwiach nastolatków.
Tak, idźcie już plotkować na całą szkołę… Ugh!
-Chodź.- Bobby chwycił mnie za rękę, szczerze mówiąc
niezbyt delikatnie. Skąd ja to znam…
-Gdzie?
-Na spacer,
do parku, na ławeczkę, kupię ci loda i razem poczytamy wiersze.- muszę
przyznać, że mimo ironii uśmiechnął się uroczo, a jego oczy zamieniły się w wąskie
kreseczki.- Tak mi się zdaje, że masz coś do załatwienia z B.I. Nie wiem, może
zabrałaś mu klocki.
-Ja?-
spytałam drwiąco. – Nie mam z nim nic wspól…
No dobra,
mam. Muszę wypytać o szczepienia i zdrowie Hope.
-Więc?-
brunet skinął na mnie widząc, że to, co mówię nie jest prawdą.
-Napisze do
niego sms.- wykręciłam się z uścisku.- To wystarczy.
Bobby puścił
moją rękę i czułam jak odprowadza mnie wzrokiem, gdy znikałam w tłocznym
korytarzu. Nie chciałam spotkać Hanbin’a. Mimo, że ostatnio był w stosunku do
mnie dość łagodny, miałam złe przeczucie. Panowała wokół niego aura
tajemniczości. Było to z jednej strony pociągające, a z drugiej zdrowy rozsądek
kazał mi się od niego trzymać z daleka. Zapatrzona w telefon podążałam w stronę
schodów, gdy zderzyłam się z czyimś ramieniem. Pewna, że to kolejny futbolista
spojrzałam na postać przede mną. Ellie.
-W
porządku?- spytałam. Jeśli mogłam pomylić ją z graczem musiała wpaść na mnie ze
sporą prędkością.
-Nie, nie
jest w porządku.- odparła surowym głosem.
-El…
-Nie chcę mieć z tobą nic do czynienia.-
warknęła.- Bo po co? Chcesz znowu się mną bawić?
-Co? - mi
również zaczęły puszczać nerwy.- Ellie, o czym ty do cholery mówisz?
-Z B.I na
Bobby'iego? Już nie wmówisz mi, że ta cała afera na imprezie nie zależała od
ciebie. Byłam głupia, bo przez chwilę pomyślałam nawet, że rzeczywiście mogłam
się mylić.
Czy ona
właśnie sugeruje, że jestem dwulicowa i bawię się mężczyznami? Czułam, że
solidna bariera łez wisi już na cienkim włosku.
-Nie znasz
mnie…
-A już
żałuję, że cię spotkałam.
Odwróciła
się na pięcie i odeszła zostawiając mnie wśród tłumu.
Cios.
Cholernie bolesny cios, który poważnie zranił serce, rozum, sumienie…
Nie mogę się
tu rozpłakać. Nikt nie może zobaczyć mojej słabości, a łzy były najbardziej
oczywistą jej oznaką.
Postanowiłam
jak najszybciej się gdzieś ukryć. Z szklistymi oczami wpadłam do prawie pustej
toalety. Oparłam się na przedramionach o umywalkę i czekałam aż blondynka
przeglądająca się w lustrze obok, zrobi ostatnie pociągnięcie pędzlem, by
zakończyć perfekcyjny makijaż.
Gdy usłyszałam
trzask zamykanych drzwi, odpuściłam. Łzy tworzyły mokre ścieżki na policzkach,
a później spadały jedna po drugiej. Od czasu do czasu zaciągałam nosem, nie
przejmując się, że zachowuję się jak dziecko. Byłam dzieckiem. Cholernym
gówniarzem nie znającym się na życiu, pakującym się w kłopoty na każdym kroku.
Wpatrywałam się w swoje dłonie zaciśnięte na
krawędzi kranu. Byłam podła, a bezradność rozsadzała mnie od środka. Czy ona na
prawdę tak myśli?
-Nie i nie
płacz już.- podniosłam szybko spuchniętą nieco twarz, by w odbiciu lustra
zobaczyć B.I.
Uświadomiłam
sobie wtedy, że powiedziałam to głośno.
B.I
Zdenerwowany
wpadłem do toalety, gdy dowiedziałem się, że Sky rozmawiała (lub jak kto woli,
kłóciła się) z Ellie. Nie przejąłem się znaczkiem na drzwiach i szarpnąłem za
klamkę. W środku panowała pustka, a wszystkie kabiny były wolne. Już miałem
walnąć drzwiami tak mocno jak tylko mogłem, gdy usłyszałem płacz. Dyskretnie
stawiałem kroki, a gdy minąłem ściankę działową, zobaczyłem ją. Stała pochylona
lekko trzęsąc się. Jej krótkie shorty z wysokim stanem idealnie eksponowały
długie nogi, a biała bluzeczka swobodnie wisiała na jej wiotkim ciele.
-Czy ona
naprawdę tak myśli?
-Nie i nie
płacz już.- odparłem.
Zobaczyła
mnie w lustrze i wyprostowała się natychmiast wycierając mokre policzki.
-Co tu
robisz?- spytała zakrywając twarz. Naprawdę myślała, że nie zobaczyłem jak
prawie się odwadnia?
Chciałem
odpowiedzieć przepełnionym ironią komentarzem, ale kurwa nie mogłem. Jakby ktoś
zawiązał mi język na supeł lub wyprał mózg z umiejętności posługiwania się
alfabetem.
Sky wciąż
stała do mnie tyłem, próbując uspokoić
palcami drżące jeszcze wargi.
Nie wiem jak
to się stało, ale zrobiłem 2 kroki, obróciłem ją i wtuliłem w swoje ramiona.
Przycisnąłem ją mocno, tak żeby między nami nie było nawet centymetra przerwy.
Czułem jak nierówno oddycha, a jej piersi przy łapczywym wdechu ocierają się o
mój tors. Błądziłem dłonią po każdym kręgu jej kręgosłupa próbując choć trochę
rozluźnić napięcie.
-Już
dobrze…- mruczałem w jej pachnące włosy,
wciąż trzymając ją blisko.
Nagle
poczułem zimne dłonie zaplatające się na moich plecach. Przeszło przeze mnie
dziwne mrowienie.
Chciałem
wciąż muskać palcami jej ciało, gdy odkleiła zmęczoną twarz od mojej koszulki,
która zdążyła już wchłonąć potoki łez. Delikatnie chwyciłem za parę włosów
przyklejonych do jej policzka i z lekarską precyzją odsunąłem je do tyłu. Na moich
plecach nie czułem uścisku jej dłoni, a pozostała po nim jakby pustka.
-Nie płacz.- powiedziałem i wziąłem jej drżącą
twarz w dłonie wpatrując się w oczy, z których w każdym momencie może wylać się
wiadro łez.
Wtedy coś do
mnie doszło. Kurwa, co ja do cholery robię?! Przytulam najbardziej denerwującą
dziewczynę jaka kiedykolwiek stanęła na mojej drodze i czuję się z tym… dobrze.
Ironia, będąca niemal moim znakiem rozpoznawczym znika, a zastępuje go coś w
rodzaju współczucia. Patrzyłem w hipnotyzujące brązowe tęczówki co chwilę
zawieszając wzrok na jej ustach. Delikatnie przejechałem palcem po różowych
wargach czując przy tym pieprzoną przyjemność.
Muszę coś
zrobić, bo ulegnę i zmienię się na zawsze. Nie chcę tego.
-Nie płacz…-
powtórzyłem.- Ktoś jeszcze musi to zobaczyć.
Świadomy
tego, że za chwilę cholernie ją zranię, pociągnąłem Sky za rękę kierując się do
drzwi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz