środa, 8 kwietnia 2015

IX

Niemal zasnęłam z Hope na kolanach, gdy przez szybę okna przebił się blask reflektorów starego volvo dziadka. Przyjechali.
Zanurzyłam suczkę w miękkim kocu i wyszłam zamykając drzwi na klucz. Spojrzałam na nią ostatni raz, a kąciki moich ust uniosły się do góry. Wystarczyła zaledwie godzina, bym oddała całe  moje serce . Była w końcu nadzieją, a ja jej łatwo nie tracę.
 Musiałam się pospieszyć, by zdążyć przed dziadkami. Prawie przylegając do zimnego muru domu skierowałam się na jego tyłu. Wślizgnęłam się do środka przez kuchenne drzwi.
-Jak było?- spytałam, gdy para przekroczyła próg.
-Beznadziejny film.- burknął dziadek.- Kolejne romansidło.
-Ach, daj spokój!- babcia uderzyła go torebką.
Po chwili obydwoje wybuchnęli śmiechem, a ja razem z nimi. Babcia sięgnęła po swój kubek , uprzednio wrzucając do niego saszetkę herbaty. Usadowiła się wygodnie na krześle, zdjęła kwiatową apaszkę i już przygotowywała się do opowieści, gdy przyłożyłam rękę do ust symulując ziewanie. Była straszną gadułą, a ja mimo to, że kochałam jej słuchać tym razem nie sądziłam, że moja głowa pomieściłaby historię kolejnej wiecznej miłości. Przeszłam salon i wskoczyłam na pierwszy schodek. Obdarzyłam dziadka przepraszającym spojrzeniem, wiedząc, że tym sposobem załatwiłam mu ciekawą pogawędkę.
-Nie nudziłaś się?- zatrzymała mnie babcia.
Nie. Skądże! Największy drań podarował mi psa, siedziałam na jego kolanach i wymieniłam z nim więcej niż jedno zdanie… Jakie to fascynujące, wręcz idealne na rozmowę ze staruszką w nastroju do plotek.
-Troszkę.- zapewniłam szczerząc białe zęby.- Pójdę już spać, dobranoc.
Otulona w miękkim kocu próbowałam rozluźnić myśli. Nie było łatwo. Hanbin jakimś cudem był dla mnie dość miły, a jakby tego było mało kompletnie zapomniałam o wypracowaniu z angielskiego. Zakryłam twarz dłońmi, a gdy moje palce znów znalazły się na kolanach, popatrzyłam na listę. Cholerny punkt 1 zmusił mnie niemal do wypełznięcia z łóżka i sięgnięcia po długopis oraz czystą kartkę.
-Panno Parker…- usłyszałam surowy głos profesora chemii.- Powtórzy pani co właśnie powiedziałem?
Wyprostowałam się natychmiast zdając sobie sprawę, że niemal leżałam na ławce. Po nieprzespanej nocy, spędzonej na poprawianiu każdego, nawet minimalnego błędu, byłam wyczerpana. Moje ociężałe powieki błagały o zapałki, a kolana z trudem nie zginały się za każdym razem, gdy prostowałam nogi. Byłam perfekcjonistką, a to czasami się tak kończy. Czasami, gdy ktoś zabiera czas i zaprząta myśli.
-Przepraszam…- pokręciłam przecząco głową.
Mężczyzna spiorunował mnie wzrokiem i zaznaczył coś w dzienniku, na pewno przy moim nazwisku. Próbowałam doprowadzić się do stanu użyteczności masując twarz. Przepisywałam notatki z tablicy nie zastanawiając się nawet nad ich sensem. Byłam pewna, że również pomyliłam zeszyty, a wiersze z wzorami chemicznymi znalazły się pod opracowaniem kolejnej lektury.
Nie minęła minuta, a na zeszycie przede mną wylądowała karteczka. Obróciłam się, by spotkać uśmiech Bobby’iego. Ubrany w czarną koszulkę spoglądał na mnie z rozbawieniem. Niepewnie sięgnęłam po kawałek papieru.
„Zakochana?”
Przewróciłam oczami. Co za głupota?
„Tak. Na pewno w Tobie.”
By jeszcze podkreślić sarkastyczną odpowiedź narysowałam serduszko i misternie złożyłam karteczkę. Upewniając się, że profesor Smith niczego nie zobaczy, wyciągnęłam się do tyłu stykając się z palcami chłopaka.
-Czy ja państwu przeszkadzam?- gniewny głos wykładowcy skierował się w naszą stronę. Czy on ma oczy dookoła głowy?- Proszę oddać tą karteczkę.
Mężczyzna wyciągnął dłoń, na której chwilę potem brunet położył liścik. Oczywiście go przeczytał. Taki wykształcony, a nie zna znaczenia słowa „prywatność”.
-Oh, przeszkodziłem w zwierzeniach…- mówił donośnym głosem tak, by aby ta informacja dotarła do każdego.- Ale to nie jest ani czas ani  miejsce na romanse.
Złośliwy idiota!
Zadzwonił dzwonek, a ja tylko patrzyłam na przepychających się w drzwiach nastolatków. Tak, idźcie już plotkować na całą szkołę… Ugh!
-Chodź.-  Bobby chwycił mnie za rękę, szczerze mówiąc niezbyt delikatnie. Skąd ja to znam…
-Gdzie?
-Na spacer, do parku, na ławeczkę, kupię ci loda i razem poczytamy wiersze.- muszę przyznać, że mimo ironii uśmiechnął się uroczo, a jego oczy zamieniły się w wąskie kreseczki.- Tak mi się zdaje, że masz coś do załatwienia z B.I. Nie wiem, może zabrałaś mu klocki.
-Ja?- spytałam drwiąco. – Nie mam z nim nic wspól…
No dobra, mam. Muszę wypytać o szczepienia i zdrowie Hope.
-Więc?- brunet skinął na mnie widząc, że to, co mówię nie jest prawdą.
-Napisze do niego sms.- wykręciłam się z uścisku.- To wystarczy.
Bobby puścił moją rękę i czułam jak odprowadza mnie wzrokiem, gdy znikałam w tłocznym korytarzu. Nie chciałam spotkać Hanbin’a. Mimo, że ostatnio był w stosunku do mnie dość łagodny, miałam złe przeczucie. Panowała wokół niego aura tajemniczości. Było to z jednej strony pociągające, a z drugiej zdrowy rozsądek kazał mi się od niego trzymać z daleka. Zapatrzona w telefon podążałam w stronę schodów, gdy zderzyłam się z czyimś ramieniem. Pewna, że to kolejny futbolista spojrzałam na postać przede mną. Ellie.
-W porządku?- spytałam. Jeśli mogłam pomylić ją z graczem musiała wpaść na mnie ze sporą prędkością.
-Nie, nie jest w porządku.- odparła surowym głosem.
-El…
 -Nie chcę mieć z tobą nic do czynienia.- warknęła.- Bo po co? Chcesz znowu się mną bawić?
-Co? - mi również zaczęły puszczać nerwy.- Ellie, o czym ty do cholery mówisz?
-Z B.I na Bobby'iego? Już nie wmówisz mi, że ta cała afera na imprezie nie zależała od ciebie. Byłam głupia, bo przez chwilę pomyślałam nawet, że rzeczywiście mogłam się mylić.
Czy ona właśnie sugeruje, że jestem dwulicowa i bawię się mężczyznami? Czułam, że solidna bariera łez wisi już na cienkim włosku.
-Nie znasz mnie…
-A już żałuję, że cię spotkałam.
Odwróciła się na pięcie i odeszła zostawiając mnie wśród tłumu.
Cios. Cholernie bolesny cios, który poważnie zranił serce, rozum, sumienie…
Nie mogę się tu rozpłakać. Nikt nie może zobaczyć mojej słabości, a łzy były najbardziej oczywistą jej oznaką.
Postanowiłam jak najszybciej się gdzieś ukryć. Z szklistymi oczami wpadłam do prawie pustej toalety. Oparłam się na przedramionach o umywalkę i czekałam aż blondynka przeglądająca się w lustrze obok, zrobi ostatnie pociągnięcie pędzlem, by zakończyć perfekcyjny makijaż.
Gdy usłyszałam trzask zamykanych drzwi, odpuściłam. Łzy tworzyły mokre ścieżki na policzkach, a później spadały jedna po drugiej. Od czasu do czasu zaciągałam nosem, nie przejmując się, że zachowuję się jak dziecko. Byłam dzieckiem. Cholernym gówniarzem nie znającym się na życiu, pakującym się w kłopoty na każdym kroku.
 Wpatrywałam się w swoje dłonie zaciśnięte na krawędzi kranu. Byłam podła, a bezradność rozsadzała mnie od środka. Czy ona na prawdę tak myśli?
-Nie i nie płacz już.- podniosłam szybko spuchniętą nieco twarz, by w odbiciu lustra zobaczyć B.I.
Uświadomiłam sobie wtedy, że powiedziałam to głośno.
B.I
Zdenerwowany wpadłem do toalety, gdy dowiedziałem się, że Sky rozmawiała (lub jak kto woli, kłóciła się) z Ellie. Nie przejąłem się znaczkiem na drzwiach i szarpnąłem za klamkę. W środku panowała pustka, a wszystkie kabiny były wolne. Już miałem walnąć drzwiami tak mocno jak tylko mogłem, gdy usłyszałem płacz. Dyskretnie stawiałem kroki, a gdy minąłem ściankę działową, zobaczyłem ją. Stała pochylona lekko trzęsąc się. Jej krótkie shorty z wysokim stanem idealnie eksponowały długie nogi, a biała bluzeczka swobodnie wisiała na jej wiotkim ciele.
-Czy ona naprawdę tak myśli?
-Nie i nie płacz już.- odparłem.
Zobaczyła mnie w lustrze i wyprostowała się natychmiast wycierając mokre policzki.
-Co tu robisz?- spytała zakrywając twarz. Naprawdę myślała, że nie zobaczyłem jak prawie się odwadnia?
Chciałem odpowiedzieć przepełnionym ironią komentarzem, ale kurwa nie mogłem. Jakby ktoś zawiązał mi język na supeł lub wyprał mózg z umiejętności posługiwania się alfabetem.
Sky wciąż stała do mnie tyłem,  próbując uspokoić palcami drżące jeszcze wargi.
Nie wiem jak to się stało, ale zrobiłem 2 kroki, obróciłem ją i wtuliłem w swoje ramiona. Przycisnąłem ją mocno, tak żeby między nami nie było nawet centymetra przerwy. Czułem jak nierówno oddycha, a jej piersi przy łapczywym wdechu ocierają się o mój tors. Błądziłem dłonią po każdym kręgu jej kręgosłupa próbując choć trochę rozluźnić napięcie.
-Już dobrze…-  mruczałem w jej pachnące włosy, wciąż trzymając ją blisko.
Nagle poczułem zimne dłonie zaplatające się na moich plecach. Przeszło przeze mnie dziwne mrowienie.
Chciałem wciąż muskać palcami jej ciało, gdy odkleiła zmęczoną twarz od mojej koszulki, która zdążyła już wchłonąć potoki łez. Delikatnie chwyciłem za parę włosów przyklejonych do jej policzka i z lekarską precyzją odsunąłem je do tyłu. Na moich plecach nie czułem uścisku jej dłoni, a pozostała po nim jakby pustka.
 -Nie płacz.- powiedziałem i wziąłem jej drżącą twarz w dłonie wpatrując się w oczy, z których w każdym momencie może wylać się wiadro łez.
Wtedy coś do mnie doszło. Kurwa, co ja do cholery robię?! Przytulam najbardziej denerwującą dziewczynę jaka kiedykolwiek stanęła na mojej drodze i czuję się z tym… dobrze. Ironia, będąca niemal moim znakiem rozpoznawczym znika, a zastępuje go coś w rodzaju współczucia. Patrzyłem w hipnotyzujące brązowe tęczówki co chwilę zawieszając wzrok na jej ustach. Delikatnie przejechałem palcem po różowych wargach czując przy tym pieprzoną przyjemność.
Muszę coś zrobić, bo ulegnę i zmienię się na zawsze. Nie chcę tego.
-Nie płacz…- powtórzyłem.- Ktoś jeszcze musi to zobaczyć.

Świadomy tego, że za chwilę cholernie ją zranię, pociągnąłem Sky za rękę kierując się do drzwi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz