-Halo?
-Dzień dobry, tu Sky…- przedstawiłam się szybko, jednak nie zdążyłam
wtrącić już ani słowa.
-Julie, zostaw to na recepcji…- przerwała mi kobieta, a ja zorientowałam
się, że zapewne ma drugi telefon.- Tak, Sky?
-Dzwonię w sprawie pani propozycji…
-Na prawdę? Świetnie!- odsunęłam telefon od ucha z powodu
jej krzyku.- Poczekaj chwilę… Theo, zawołaj proszę Hannah… Tak, chciałam z tobą
porozmawiać… Niestety jestem zmuszona podziękować ci za współpracę…
Chwila, czy ona właśnie zwolniła poprzednią opiekunkę?
-Od kiedy możesz zacząć?- spytała, nie ukrywając
zadowolenia.
-Ah…- zaczęłam lekko zszokowana.- Może w weekend? Nie wiem
zresztą jakie w jakich godzinach…
-Spokojnie, kochanie.- pewnie, gdyby nie jej przemiły głos zdenerwowałabym
się, że znów nie mogłam dokończyć swojej myśli.- Ustalimy to wszystko w sobotę.
18?
-18.- zgodziłam się, a wtedy doszedł do mnie głośny dźwięk
dzwonka.
Pożegnałam się, by po chwili schować telefon do plecaka i
obserwować jak te zwierzęta wręcz walczą o dostęp do szkolnego wodopoju. Czasem nawet wydawało mi się, że dzikie
świnie mają więcej kultury. Nie obrażając Pumby, bo Pumba to naprawdę świetny
gość.
Nie czekając ani chwili dłużej wstałam i zasunęłam za sobą krzesełko.
W połowie drogi zauważyłam idących w moim kierunku Double B. Postanowiłam
właśnie tak ich nazywać. Usłyszałam, kiedyś to określenie na korytarzu.
Bobby niemal od razu skierował swój wzrok na mnie. Jego
twarz była poważna, dzięki czemu mogłam podziwiać jego męskie rysy. Ubrany w czarne
spodnie i t-shirt ze skórzanymi wstawkami, poprawiał czapkę założoną daszkiem
do tyłu. Uśmiechnął się nagle lekko w moją stronę, na co nie zareagowałam.
Wlepiałam jedynie w niego rozmarzony wzrok, a gdy pokonał już schody i rozsiadł
się przy sławnym stoliku, wreszcie odwróciłam głowę.
Zaraz za nim szedł B.I, mający na sobie białe ubrania
idealnie kontrastujące z ubiorem przyjaciela. Przez chwilę jego ciemne tęczówki
spotkały moje. Znów to dziwne przytłaczające uczucie przeszyło moje ciało. Nie
potrafiłam tego nazwać. Może to nienawiść, smutek, strach… Jedno na pewno-
ciekawość.
B.I
-To co dzisiaj sałatka czy shake marchewkowy?- Bobby
rozsiadł się wygodnie rozkładając ramiona na sąsiednich krzesłach.
-Przecież wiesz, że z rana to ja tylko owsiankę.-
wyszczerzyłem się.
Chłopak wstał z miejsca i ruszył w kierunku lady.
Wiedziałem, że po chwili wróci. Nie uznawał czegoś takiego jak kolejka.
Położyłem łokcie na stoliku i przeczesałem palcami
włosy. Cholernie się nie wyspałem, jeśli
kilkugodzinne zamknięcie powiek można nazwać snem.
-Stary,
wiesz, że owsianka jest dobra na trawienie? Nie zamierzam czekać na ciebie pod
kiblem jak rycerz błonnik zacznie działać.- usłyszałem głos mojego przyjaciela.
Serio
przyniósł mi tą papkę?
-Wróć i
poszukaj swojego mózgu.- zaśmiałem się.- Tylko weź lupę.
Wtedy
poczułem silne pieczenia ramienia, a Bobby stał obok z zaciśniętą pięścią
szczerząc się jak nienormalny.
Po chwili na
stoliku wylądowały dwa ogromne burgery.
- Szantaż o
podwójny ser?- rozpakowywałem biały papier.
-Szantaż?-
Bobby z trudem mieścił w ustach kanapkę.- Widzisz tą twarz widzisz?!
Jego
poczucie humoru było żałosne, ale co dziwne, bawiło mnie. Byłem pewny, że cokolwiek by zrobił nie
straciłby miana mojego najlepszego przyjaciela. Poznaliśmy się parę lat temu i
odtąd nie zdarzyło mi się nudzić. Zawsze mieliśmy głupie pomysły, które wiązały
się później z problemami. Na szczęście nauczyliśmy się sobie z nimi radzić. Bo
na tym właśnie polega przyjaźń. Na tym, że zawsze mogę na kimś polegać.
Bezgranicznie.
-Challenge.-
usłyszałem za sobą głos, który poprzedniej nocy brzmiał nieco inaczej.
Spojrzałem
na Bobby'iego, który głośno przełknął kawałek burgera. Oblizał wargi, a parę
dziewczyn z tyłu zachichotały cicho szepcząc komplementy. Cholerny Casanova.
Po chwili
krzesełko obok mnie poruszyło się, a usiadła na nim nie kto inny jak Nicole.
-Challenge.-
powtórzyła i uniosła brwi do góry czekając na naszą reakcję.
Zlustrowałem
ją obojętnym spojrzeniem, chociaż trochę mnie zaskoczyła.
-Który?-
rzucił Bobby mnąc papierek, a gdy uformował go już w kulkę rzucił nim w
kierunku kosza. Zupełnie nieistotną informacją było, że znajdował się
kilkanaście metrów od nas i zamiast dołączyć do reszty śmieci wylądował na
czyjejś głowie.
-B.I.- oznajmiła
i chwyciła za kubek z colą zaciągając napój przez rurkę.
Uśmiechnąłem
się drwiąco, a Bobby po chwili zrobił to samo.
-No to
skopmy im tyłki.- chłopak wyciągnął dłoń, którą
zaraz chwyciłem.
Siedzieliśmy
przez chwilę w niezręcznej ciszy, a ja zmęczonymi oczami rejestrowałem twarz
mojego przyjaciela wiedząc, na co się zanosi. Cóż, wyczucia czasu to on nie
miał. Zdolny był nawet to rozmowy o najnowszym pornosie, stojąc obok zakonnicy.
-Nicole...-
zaczął nonszalanckim głosem.- Tyś jak mleko w serze, ser jak w mym hamburgerze.
Wybuchnąłem
śmiechem, a dziewczyna popatrzyła na Bobby’iego kpiącym wyrazem twarzy, który
mówił, że w tym przypadku bez specjalisty się nie obejdzie.
-Dla ciebie
jestem weganką.- wstała widowiskowo i obróciła się na pięcie zostawiając
chłopaka w niemałym zakłopotaniu. Zaśmiałem się pod nosem, a Bobby chwycił za
telefon zapewne sprawdzając w wyszukiwarce różnice między weganką a
wegetarianką.
Nawet nie zdążyłem
jej spytać skąd ma te informacje. Zniknęła. Była w tym na prawdę dobra.
-Ciekawe kto
tym razem…- rzucił Bobby.
-Ktoś, kto
jest albo odważny, albo po prostu głupi.
Można było
wywnioskować, że jestem zarozumiałym typkiem, którego świat zaczyna i kończy
się na mojej osobie. Nie do końca była to prawda. Znałem po prostu swoją
wartość. Nie miałem zamiaru ze sztuczną
skromnością stwierdzać, że moje sukcesy są wynikiem przypadku. Zapracowałem na
nie.
-Myślę, że to ktoś nowy.- Bobby przerwał
ciszę.- Kojarzysz kto przeprowadził się nie dawno?
-Hmm… Sky!- zacząłem unosząc ręce do góry
naśladując dziewczynę.- Trzęsę gaciami na samą myśl.
Bobby zaczął wręcz histerycznie się śmiać
od czasu do czasu posyłając mi znaczące spojrzenie.
-Cholerny zboczeniec.
-W końcu nie jest zła.
Uśmiechnąłem się delikatnie powtarzając w
myślach ostatnie zdanie, które usłyszałem z ust przyjaciela. Po chwili
popatrzyłem na niego wrogo. Chłopak z uśmiechem na ustach uniósł ręce w
obronnym geście.
-Ale jest twoja.- rzucił.
-Jest moja.
Przeczytałam wszystko za jednym zamachem. Musze przyznać, że na początku Bobby strasznie mnie odpychał i nie byłam zachwycona iKon, ale teraz się przekonałam i znalazłam Twoje opowiadanie. Jest idealne. ♥ Czekam na kolejny rozdział. ^-^
OdpowiedzUsuń