Czując palce Hanbina czułam przyjemne
ciepło. Zupełnie jakby ktoś okładał moje ciało rozgrzanymi kamykami do masażu.
Dziwne iskierki błyszczały w jego oczach, a patrzenie na nie było niebywale
przyjemne.
Odsunęłam od jego koszulki twarz, a chwilę
później jego palce musnęły mój policzek. Pocieszał mnie. Potrzebowałam tego.
Nagle
odciągnął mnie od siebie, chwycił niemal żelaznym uściskiem moją rękę i
pociągnął w stronę wyjścia.
-Nie płacz.- powtórzył, tym razem surowo,
jakby wydawał mi rozkaz.- Musisz zostawić coś na później.
Moje źrenice powiększyły się kilkakrotnie,
a mętlik w głowie mieszał się z wciąż pulsującym żalem. Bezwładne, wyczerpane
płaczem ciało podążało za chłopakiem, gdy do moich uszu doszedł zgiełk panujący
na korytarzu.
Co się dzieje?
Stałam wśród kilkudziesięciu ludzi
mijających mnie z większym lub mniejszym zainteresowaniem. Hanbin wyciągnął
mnie z toalety i pozwolił wszystkim zobaczyć moją bezradność. Moją słabość, która
odsłoniła to, jaką żałosną osobą jestem.
Nie miałam siły już płakać. Myślałam, ze
każda kropla wylała się już na koszulkę chłopaka- niestety. Moje opuchnięte
powieki zamknęły się na moment uraniając kolejną zimną łzę, której nawet nie
próbowałam ścierać. Gdy je otworzyłam, ludzie byli tylko kolorowymi plamami
wbijającymi małe szpilki w moje serce.
- Zasada nr 3 złamana.
Nie wiedziałam czy rzeczywiście ktoś
szepnął mi do ucha zdanie, czy to moja imaginacja, ale cokolwiek to było, była
to prawda.
- Wszystko w porządku?- ciepła dłoń
spoczęła na moim ramieniu.
Powoli odkręciłam głowę. Ukazał mi się
nieco rozmazany obraz czarnowłosej dziewczyny przeszywającej mnie troskliwym
wzrokiem.
- Chodźmy.- powiedziała delikatnie i
poprowadziła w stronę łazienki.
Lekko wysunęła mnie przed siebie, zacisnęła
palce na moich ramionach i pchała do przodu, by po chwili zamknąć drzwi. Przy
lustrach przepychały się 3 dziewczyny od czasu do czasu stukające szczoteczką
od tuszu do rzęs w szklaną powierzchnię. Nieznajoma rzuciła im wymowne spojrzenie, a
nastolatki prześwietliły moją osobę i z lekkim przerażeniem odsunęły się
zwalniając jedną z dwóch umywalek.
Musiałam wyglądać okropnie. Rozmazany
makijaż, włosy w nieładzie, a w dodatku woń perfum B.I na mojej bluzce. Wstydziłam
się nawet spojrzeć w lustro.
-Zaraz się tobą zajmiemy.- zapewniła
sięgając po obszerną skórzaną torebkę.
Po chwili wyciągnęła z niej kosmetyczkę,
której zawartość niemal wypływała na zewnątrz.
-Trochę się rozmazałaś.
Podeszła bliżej z mleczkiem do demakijażu i
kilkoma wacikami. Nasączyła jeden z nich i przyłożyła do mojej powieki.
Poczułam przyjemny chłód.
- Nie pytasz co się stało?- przejęłam wacik
wycierając czarne ślady.
Dziwiło mnie to, że milczała. Nienormalna już była sama obojętność z jaką
potraktowali mnie uczniowie. Nie sądziłam, że zapłakana dziewczyna na środku
korytarza to sytuacja nie wymagająca zainteresowania. Nie chodziło mi o to, by
wokół mnie pojawiła się grupka współczujących duszyczek, ale ja na pewno
postąpiłabym inaczej.
-Byłaś z B.I…- odparła czarnowłosa
wyrzucająca zużyty płatek do kosza.- Widziałam jak razem wychodziliście.
-No i?- uniosłam brwi do góry.
-Tutaj każda dziewczyna w jego pobliżu tak
kończy. Ludzie są po prostu przyzwyczajeni.
Na wspomnienie chłopaka na mojej twarzy
niekontrolowanie pojawił się grymas. To co zrobił było jak spełnienie najgorszego
koszmaru.
-Powiedział, że byłaś dla niego nikim?
Zerwaliście?- spytała mrużąc oczy jakby bała się mojej reakcji.- Jeżeli
kilkudniową znajomość można nazwać związkiem…
-Co?! Ja i B-B.I?- przez wzburzenie
zająkałam się.- Nie!
Domysły czarnowłosej były niedorzeczne.
Przekleństwa same pchały mi się na usta, by wykrzyczeć jakim dupkiem jest
Hanbin. Nie zrobiłam tego. Nie wiedziałam jak zareaguje. Nie po incydencie z
Ellie.
-Jestem Nicole.- podała mi rękę.
-Sky.
-Wiem.- uśmiechnęła się.- Szafki…
-No tak.- uderzyłam się lekko w czoło.
Przecież B.I zadbał już o mój rozgłos.
Pożyczyłam jeszcze tusz i puder od Nicole,
by doprowadzić się do w miarę normalnego wyglądu. Nie było łatwo, ale udało mi
się zamaskować widoczne oznaki płaczu. Niestety tylko te zewnętrzne.
-Był już dzwonek?- zapytałam przyglądając
się czarnowłosej, która siłą wpychała kosmetyki do torebki.
Nicole była na prawdę śliczna. Jej krótkie
kosmyki odsłaniały szczupła i długą szyję. Miała świetną figurę, której nie
powstydziłaby się modelka światowej sławy. Lśniące oczy zawsze się śmiały, a dołeczki w
policzkach dodawały uroku. Podsumowując wyglądała tak jak ja zawsze chciałam.
-Jakieś dobre 10 minut temu.- odparła z
zaskakującym spokojem.- Muszę kupić większą torebkę…
Zaśmiałam się mimowolnie i otworzyłam
drzwi, by upewnić się, że korytarz jest pusty.
-Z kim teraz masz?- spytałam, gdy Nikkie
wreszcie założyła torebkę na jedno ramię. Jakim cudem mogła dźwigać cały
ekwipunek makijażystki? Była dość wysoka, ale bardzo chuda.
-Ze Smith'em.
-Serio? Przepraszam, on na pewno ci nie
odpuści.- zmartwiłam się, bo przecież sama doświadczyłam jego uprzejmości.
-Nie odpuści, bo nie zamierzam pójść na
lekcję.- uśmiechnęła się szeroko i skinęła, bym dotrzymała jej kroku.
Patrząc na nią wszystko wydawało się takie
proste. Iść na lekcję, czy nie, nie ważne. Brakowało mi tego. Swobody i spontaniczności.
Nie miałam najmniejszej ochoty, by pojawić
się na zajęciach. Znów oberwałabym od nauczyciela za nieuwagę. Nie trudno
zgadnąć o czym bym myślała… Ostatnio dość często zdarzało mi się odpływać.
-To gdzie
chcesz iść?- spytała mrugając długimi rzęsami.
-Nie wiem…
Jestem tu od niedawna.
-No tak.-
uderzyła się lekko w czoło.- Za mną!
Opuściłyśmy
budynek szkoły i już po paru minutach zaczęłam tęsknić za chłodem tam panującym.
Ślepo podążałam za Nikkie, która prowadziła mnie w stronę parku. Zlustrowałam
jej ciemne, luźne ubrania i dość ciężką biżuterię. Niesamowite, że wciąż
wyglądała bardzo kobieco.
Zatrzymałyśmy
się przy skromnej budce z lodami i kupiłyśmy dwie potężne porcje deseru. Moje
biodra nie będą mi wdzięczne, ale czasem trzeba sobie pozwolić na zatopienie
smutków. Przynajmniej to nie litry trucizny niszczącej wątrobę.
-Dlaczego on
taki jest?- zapytałam siadając na brązowej ławce, z której wcześniej strąciłam
parę liści.
-B.I?-
zwróciła się w moją stronę, a ja przytaknęłam.- Najlepiej jak sama się dowiesz.
-Niby jak?
Widzisz jak mnie traktuje.
-Wyjątkowo.-
zaśmiała się, na co zmierzyłam ją pełnym gniewu wzrokiem.- Może kiedyś cię
gdzieś zabiorę to zobaczysz.
-Gdzieś?-
dociekałam.
-Gdzieś.-
uśmiechnęła się szeroko i położyła rękę na moim ramieniu.
-Nicole,
naprawdę nie widzisz, że ta sytuacja jest już wystarczająco tajemnicza?
Potrzebuję wreszcie faktów. Powiedz mi coś o nim.
-Kim
Hanbin…- cofnęła rękę.- Nieprzewidywalny, przystojny, sarkastyczny badboy.
-Serio? Tyle
to mogłam wyczytać z wikipedii…
-Skąd wiesz,
że ma o sobie wpis?- zaśmiała się głośno i najwidoczniej było to zaraźliwe, bo
po chwili do niej dołączyłam.
-Czyli nic
więcej się nie dowiem?
-Przepraszam.-
wzruszyła ramionami.
Przewróciłam
oczami. Sądziłam, że powie mi coś więcej. To naprawdę frustrujące być
wciągniętym w grę, w której jest się tylko pionkiem.
-Pójdę już.-
dziewczyna poderwała się z ławki rozkładając ręce.
-Ok.-
wstałam i przytuliłam ją.- Dziękuję za wszystko.
W tej chwili
przypomniał mi się on. Cholerny, bezuczuciowy psychopata, którego uścisku nie
da się porównać z niczym na świecie.
*
Babcia
przeglądała się wielkim lustrze poprawiając błyszczące korale na jej szyi. Po
chwili sięgnęła po różową buteleczkę i rozpyliła perfumy na jej kremowej
marynarce.
-Co mi się
tak przyglądasz?- spytała odkładając szklane opakowanie na swoje miejsce.
-Ładnie
wyglądasz.- odparłam poprawiając się na kanapie.
Naprawdę tak
było. Mary dbała o siebie. Dbała o wszystkich wokół. Była najwspanialszą i
najważniejszą dla mnie kobietą pod słońcem.
-Pięknie
wyglądasz!- poprawił mnie dziadek.- Mam takie laski w domu… Ah!
-Przestań
się wygłupiać.- skarciła go babcia.- Na stare lata amorów mu się zachciało.
Staruszek
schował ręce do kieszeni i udając obrażonego założył na niemal łysą już głowę
czapkę. Nacisnął klamkę i zanim przekroczył próg ukłonił się w naszą stronę jak
nisko tylko mógł. Żałowałam, że tak marnuje swój talent komika.
-Nie
będziemy długo.- zapewniła staruszka.
-Będziecie.-
odparłam. Wiedziałam jak wyglądają ich wspólne zakupy.
-Na pewno
nic się nie stało? Wyglądasz kiepsko?
Tak, stało się.
-Nie. Po
prostu się nie wyspałam.- skłamałam, a babcia posłała mi ciepły uśmiech.
Nie chciałam
jej okłamywać. Tak jednak było lepiej. Jakoś nie miałam ochoty zobaczyć dziadka ścigającego Hanbina po
szkole i wyzywającego od najgorszych. Chociaż, gdy sobie to wyobraziłam kąciki
moich ust mimowolnie powędrowały do góry.
Nagle
usłyszałam dźwięk telefonu i leniwie wyciągnęłam po niego rękę.
-Kto to?-
spytał dziadek, który znów wszedł do środka. Zawsze był bezpośredni, w
przeciwieństwie do babci.
-Angie…-
odparłam odkładając urządzenie i zmuszając się do sztucznego uśmiechu.
-Dalej nie
rozmawiacie?- babcia włączyła się do rozmowy.
-Nie.
-Kochanie…-
potarła dłonią swoje pomarszczone czoło.- Przecież wiesz, że tak nie może być.
Powinnaś…
-Wybaczyć?
Przepraszam babciu, ale nie mogę. Na pewno nie zrobię tego ot tak, zwłaszcza,
gdy nie jestem gotowa.
-Dla Angeli
to też jest ciężkie. Przecież to nie była jej wina.
-Więc czyja?
Moja?- spytałam wstając z kanapy. Zerknęłam na dziadka, który nerwowym wzrokiem
darzył to mnie, to babcię.
-Sky, dobrze
wiesz, że nie to miałam na myśli.
-Nie,
babciu. To wszystko nasza wina. Moja i Angie. Nasza.
Kobieta
zamilkła. Wiedziała jakie to wszystko jest trudne i skomplikowane. W tym
temacie bała się wypowiedzieć pojedyncze słowo, które mogło w jakimś stopniu
mnie zranić. Prawda jednak była taka, że wszystko co związane z Nashville
przypominało mi tamtą noc.
Dręczyły
mnie wyrzuty sumienia. Obwiniałam moją przyjaciółkę jak i siebie za śmierć
taty. Przez moje tchórzostwo stało się to wszystko. Dlaczego , nie mogłam wtedy
sama stawić czoła problemom? Teraz nie mam już nikogo. Nikogo, kto może mnie
ochronić.
-Mamy zostać
z tobą?- spytała staruszka odkładając skórzaną torebkę na komodę.
-Nie.-
uśmiechnęłam się.- Widzisz przecież jak wygląda dziadek…
-O co wam
chodzi?- zbulwersował się mężczyzna dotykając swoich ubrań.
-O to, że
większość twoich koszul ma tyle dziur, że sam nie wiesz, do której włożyć
głowę.- staruszka chwyciła znów za torebkę.- Wrócimy wieczorem.
Drzwi
zamknęły się i po chwili usłyszałam znajomy warkot samochodu. Ruszyłam w stronę
drzwi. Przekręciłam błyskawicznie zamek wyglądając jeszcze przez okno. Wszystko
było w porządku, więc pokierowałam się na schody.
W moim
pokoju czułam się najbezpieczniej. Był urządzony skromnie, przeciętne jak z
katalogów. Wysokie łóżko z tysiącem poduszek, a naprzeciwko olbrzymi fotel i
kosmetyczka. Normalny pokój nastolatki, która próbuje być normalna.
Próbuje, bo
przeciętni ludzie w moim wieku wieszają na ścianie plakaty piosenkarzy,
aktorów, czy sportowców, nie zasady, które w przerażającym tempie są łamane.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz