środa, 8 kwietnia 2015

X

Czując palce Hanbina czułam przyjemne ciepło. Zupełnie jakby ktoś okładał moje ciało rozgrzanymi kamykami do masażu. Dziwne iskierki błyszczały w jego oczach, a patrzenie na nie było niebywale przyjemne.
Odsunęłam od jego koszulki twarz, a chwilę później jego palce musnęły mój policzek. Pocieszał mnie. Potrzebowałam tego.
 Nagle odciągnął mnie od siebie, chwycił niemal żelaznym uściskiem moją rękę i pociągnął w stronę wyjścia.
-Nie płacz.- powtórzył, tym razem surowo, jakby wydawał mi rozkaz.- Musisz zostawić coś na później.
Moje źrenice powiększyły się kilkakrotnie, a mętlik w głowie mieszał się z wciąż pulsującym żalem. Bezwładne, wyczerpane płaczem ciało podążało za chłopakiem, gdy do moich uszu doszedł zgiełk panujący na korytarzu.
Co się dzieje?
Stałam wśród kilkudziesięciu ludzi mijających mnie z większym lub mniejszym zainteresowaniem. Hanbin wyciągnął mnie z toalety i pozwolił wszystkim  zobaczyć moją bezradność. Moją słabość, która odsłoniła to, jaką żałosną osobą jestem.
Nie miałam siły już płakać. Myślałam, ze każda kropla wylała się już na koszulkę chłopaka- niestety. Moje opuchnięte powieki zamknęły się na moment uraniając kolejną zimną łzę, której nawet nie próbowałam ścierać. Gdy je otworzyłam, ludzie byli tylko kolorowymi plamami wbijającymi małe szpilki w moje serce.
- Zasada nr 3 złamana.
Nie wiedziałam czy rzeczywiście ktoś szepnął mi do ucha zdanie, czy to moja imaginacja, ale cokolwiek to było, była to prawda.
- Wszystko w porządku?- ciepła dłoń spoczęła na moim ramieniu.
Powoli odkręciłam głowę. Ukazał mi się nieco rozmazany obraz czarnowłosej dziewczyny przeszywającej mnie troskliwym wzrokiem.
- Chodźmy.- powiedziała delikatnie i poprowadziła w stronę łazienki.
Lekko wysunęła mnie przed siebie, zacisnęła palce na moich ramionach i pchała do przodu, by po chwili zamknąć drzwi. Przy lustrach przepychały się 3 dziewczyny od czasu do czasu stukające szczoteczką od tuszu do rzęs w szklaną powierzchnię.  Nieznajoma rzuciła im wymowne spojrzenie, a nastolatki prześwietliły moją osobę i z lekkim przerażeniem odsunęły się zwalniając jedną z dwóch umywalek.
Musiałam wyglądać okropnie. Rozmazany makijaż, włosy w nieładzie, a w dodatku woń perfum B.I na mojej bluzce. Wstydziłam się nawet spojrzeć w lustro.
-Zaraz się tobą zajmiemy.- zapewniła sięgając po obszerną skórzaną torebkę.
Po chwili wyciągnęła z niej kosmetyczkę, której zawartość niemal wypływała na zewnątrz.
-Trochę się rozmazałaś.
Podeszła bliżej z mleczkiem do demakijażu i kilkoma wacikami. Nasączyła jeden z nich i przyłożyła do mojej powieki. Poczułam przyjemny chłód.
- Nie pytasz co się stało?- przejęłam wacik wycierając czarne ślady.
Dziwiło mnie to, że milczała.  Nienormalna już była sama obojętność z jaką potraktowali mnie uczniowie. Nie sądziłam, że zapłakana dziewczyna na środku korytarza to sytuacja nie wymagająca  zainteresowania. Nie chodziło mi o to, by wokół mnie pojawiła się grupka współczujących duszyczek, ale ja na pewno postąpiłabym inaczej.
-Byłaś z B.I…- odparła czarnowłosa wyrzucająca zużyty płatek do kosza.- Widziałam jak razem wychodziliście.
-No i?- uniosłam brwi do góry.
-Tutaj każda dziewczyna w jego pobliżu tak kończy. Ludzie są po prostu przyzwyczajeni.
Na wspomnienie chłopaka na mojej twarzy niekontrolowanie pojawił się grymas. To co zrobił było jak spełnienie najgorszego koszmaru.
-Powiedział, że byłaś dla niego nikim? Zerwaliście?- spytała mrużąc oczy jakby bała się mojej reakcji.- Jeżeli kilkudniową znajomość można nazwać związkiem…
-Co?! Ja i B-B.I?- przez wzburzenie zająkałam się.- Nie!
Domysły czarnowłosej były niedorzeczne. Przekleństwa same pchały mi się na usta, by wykrzyczeć jakim dupkiem jest Hanbin. Nie zrobiłam tego. Nie wiedziałam jak zareaguje. Nie po incydencie z Ellie.
-Jestem Nicole.- podała mi rękę.
-Sky.
-Wiem.- uśmiechnęła się.- Szafki…
-No tak.- uderzyłam się lekko w czoło. Przecież B.I zadbał już o mój rozgłos.
Pożyczyłam jeszcze tusz i puder od Nicole, by doprowadzić się do w miarę normalnego wyglądu. Nie było łatwo, ale udało mi się zamaskować widoczne oznaki płaczu. Niestety tylko te zewnętrzne.
-Był już dzwonek?- zapytałam przyglądając się czarnowłosej, która siłą wpychała kosmetyki do torebki.
Nicole była na prawdę śliczna. Jej krótkie kosmyki odsłaniały szczupła i długą szyję. Miała świetną figurę, której nie powstydziłaby się modelka światowej sławy.  Lśniące oczy zawsze się śmiały, a dołeczki w policzkach dodawały uroku. Podsumowując wyglądała tak  jak ja zawsze chciałam.
-Jakieś dobre 10 minut temu.- odparła z zaskakującym spokojem.- Muszę kupić większą torebkę…
Zaśmiałam się mimowolnie i otworzyłam drzwi, by upewnić się, że korytarz jest pusty.
-Z kim teraz masz?- spytałam, gdy Nikkie wreszcie założyła torebkę na jedno ramię. Jakim cudem mogła dźwigać cały ekwipunek makijażystki? Była dość wysoka, ale bardzo chuda.
-Ze Smith'em.
-Serio? Przepraszam, on na pewno ci nie odpuści.- zmartwiłam się, bo przecież sama doświadczyłam jego uprzejmości.
-Nie odpuści, bo nie zamierzam pójść na lekcję.- uśmiechnęła się szeroko i skinęła, bym dotrzymała jej kroku.
Patrząc na nią wszystko wydawało się takie proste. Iść na lekcję, czy nie, nie ważne. Brakowało mi tego. Swobody i spontaniczności.
Nie miałam najmniejszej ochoty, by pojawić się na zajęciach. Znów oberwałabym od nauczyciela za nieuwagę. Nie trudno zgadnąć o czym bym myślała… Ostatnio dość często zdarzało mi się odpływać.
-To gdzie chcesz iść?- spytała mrugając długimi rzęsami.
-Nie wiem… Jestem tu od niedawna.
-No tak.- uderzyła się lekko w czoło.- Za mną!
Opuściłyśmy budynek szkoły i już po paru minutach zaczęłam tęsknić za chłodem tam panującym. Ślepo podążałam za Nikkie, która prowadziła mnie w stronę parku. Zlustrowałam jej ciemne, luźne ubrania i dość ciężką biżuterię. Niesamowite, że wciąż wyglądała bardzo kobieco.
Zatrzymałyśmy się przy skromnej budce z lodami i kupiłyśmy dwie potężne porcje deseru. Moje biodra nie będą mi wdzięczne, ale czasem trzeba sobie pozwolić na zatopienie smutków. Przynajmniej to nie litry trucizny niszczącej wątrobę.
-Dlaczego on taki jest?- zapytałam siadając na brązowej ławce, z której wcześniej strąciłam parę liści.
-B.I?- zwróciła się w moją stronę, a ja przytaknęłam.- Najlepiej jak sama się dowiesz.
-Niby jak? Widzisz jak mnie traktuje.
-Wyjątkowo.- zaśmiała się, na co zmierzyłam ją pełnym gniewu wzrokiem.- Może kiedyś cię gdzieś zabiorę to zobaczysz.
-Gdzieś?- dociekałam.
-Gdzieś.- uśmiechnęła się szeroko i położyła rękę na moim ramieniu.
-Nicole, naprawdę nie widzisz, że ta sytuacja jest już wystarczająco tajemnicza? Potrzebuję wreszcie faktów. Powiedz mi coś o nim.
-Kim Hanbin…- cofnęła rękę.- Nieprzewidywalny, przystojny, sarkastyczny  badboy.
-Serio? Tyle to mogłam wyczytać z wikipedii…
-Skąd wiesz, że ma o sobie wpis?- zaśmiała się głośno i najwidoczniej było to zaraźliwe, bo po chwili do niej dołączyłam.
-Czyli nic więcej się nie dowiem?
-Przepraszam.- wzruszyła ramionami.
Przewróciłam oczami. Sądziłam, że powie mi coś więcej. To naprawdę frustrujące być wciągniętym w grę, w której jest się tylko pionkiem.
-Pójdę już.- dziewczyna poderwała się z ławki rozkładając ręce.
-Ok.- wstałam i przytuliłam ją.- Dziękuję za wszystko.
W tej chwili przypomniał mi się on. Cholerny, bezuczuciowy psychopata, którego uścisku nie da się porównać z niczym na świecie.
*
Babcia przeglądała się wielkim lustrze poprawiając błyszczące korale na jej szyi. Po chwili sięgnęła po różową buteleczkę i rozpyliła perfumy na jej kremowej marynarce.
-Co mi się tak przyglądasz?- spytała odkładając szklane opakowanie na swoje miejsce.
-Ładnie wyglądasz.- odparłam poprawiając się na kanapie.
Naprawdę tak było. Mary dbała o siebie. Dbała o wszystkich wokół. Była najwspanialszą i najważniejszą dla mnie kobietą pod słońcem.
-Pięknie wyglądasz!- poprawił mnie dziadek.- Mam takie laski w domu… Ah!
-Przestań się wygłupiać.- skarciła go babcia.- Na stare lata amorów mu się zachciało.
Staruszek schował ręce do kieszeni i udając obrażonego założył na niemal łysą już głowę czapkę. Nacisnął klamkę i zanim przekroczył próg ukłonił się w naszą stronę jak nisko tylko mógł. Żałowałam, że tak marnuje swój talent komika.
-Nie będziemy długo.- zapewniła staruszka.
-Będziecie.- odparłam. Wiedziałam jak wyglądają ich wspólne zakupy.
-Na pewno nic się nie stało? Wyglądasz kiepsko?
Tak,  stało się.
-Nie. Po prostu się nie wyspałam.- skłamałam, a babcia posłała mi ciepły uśmiech.
Nie chciałam jej okłamywać. Tak jednak było lepiej. Jakoś nie miałam ochoty  zobaczyć dziadka ścigającego Hanbina po szkole i wyzywającego od najgorszych. Chociaż, gdy sobie to wyobraziłam kąciki moich ust mimowolnie powędrowały do góry.
Nagle usłyszałam dźwięk telefonu i leniwie wyciągnęłam po niego rękę.
-Kto to?- spytał dziadek, który znów wszedł do środka. Zawsze był bezpośredni, w przeciwieństwie do babci.
-Angie…- odparłam odkładając urządzenie i zmuszając się do sztucznego uśmiechu.
-Dalej nie rozmawiacie?- babcia włączyła się do rozmowy.
-Nie.
-Kochanie…- potarła dłonią swoje pomarszczone czoło.- Przecież wiesz, że tak nie może być. Powinnaś…
-Wybaczyć? Przepraszam babciu, ale nie mogę. Na pewno nie zrobię tego ot tak, zwłaszcza, gdy nie jestem gotowa.
-Dla Angeli to też jest ciężkie. Przecież to nie była jej wina.
-Więc czyja? Moja?- spytałam wstając z kanapy. Zerknęłam na dziadka, który nerwowym wzrokiem darzył to mnie, to babcię.
-Sky, dobrze wiesz, że nie to miałam na myśli.
-Nie, babciu. To wszystko nasza wina. Moja i Angie. Nasza.
Kobieta zamilkła. Wiedziała jakie to wszystko jest trudne i skomplikowane. W tym temacie bała się wypowiedzieć pojedyncze słowo, które mogło w jakimś stopniu mnie zranić. Prawda jednak była taka, że wszystko co związane z Nashville przypominało mi tamtą noc.
Dręczyły mnie wyrzuty sumienia. Obwiniałam moją przyjaciółkę jak i siebie za śmierć taty. Przez moje tchórzostwo stało się to wszystko. Dlaczego , nie mogłam wtedy sama stawić czoła problemom? Teraz nie mam już nikogo. Nikogo, kto może mnie ochronić.
-Mamy zostać z tobą?- spytała staruszka odkładając skórzaną torebkę na komodę.
-Nie.- uśmiechnęłam się.- Widzisz przecież jak wygląda dziadek…
-O co wam chodzi?- zbulwersował się mężczyzna dotykając swoich ubrań.
-O to, że większość twoich koszul ma tyle dziur, że sam nie wiesz, do której włożyć głowę.- staruszka chwyciła znów za torebkę.- Wrócimy wieczorem.
Drzwi zamknęły się i po chwili usłyszałam znajomy warkot samochodu. Ruszyłam w stronę drzwi. Przekręciłam błyskawicznie zamek wyglądając jeszcze przez okno. Wszystko było w porządku, więc pokierowałam się na schody.
W moim pokoju czułam się najbezpieczniej. Był urządzony skromnie, przeciętne jak z katalogów. Wysokie łóżko z tysiącem poduszek, a naprzeciwko olbrzymi fotel i kosmetyczka. Normalny pokój nastolatki, która próbuje być normalna.

Próbuje, bo przeciętni ludzie w moim wieku wieszają na ścianie plakaty piosenkarzy, aktorów, czy sportowców, nie zasady, które w przerażającym tempie są łamane. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz