Sky
Ciężki plecak obcierał moje ramię, gdy pokonywałam już
ostatnie metry przed bramą szkoły. Wiedziałam, że parę osób zdążyło już
popatrzeć na mniej w mniej lub bardziej przyjazny sposób. Centrum ludzkiej
uwagi nie było dla mnie dobrym miejscem. Wiedziałam o złamanej zasadzie, ale
równie oczywiste było to, że nie mogę się poddać po pierwszym niepowodzeniu. To
pierwsze miało być ostatnim. Na pewno ostatnim spowodowanym przez Hanbina.
Weszłam do budynku i kierowałam się w stronę schodów. Nie
pamiętałam numeru sali, w której miałam mieć angielski, więc rozejrzałam się w
poszukiwaniu tablicy z rozpiską wszystkich zajęć. Przedarłam się przez tłum
dziewczyn, które jak zawsze wyglądały idealnie i sprawiały, że czułam się co
najmniej nieatrakcyjnie. Nienawidziłam tego uczucia. Tego, że byłam gorsza i
gdybym nawet założyła najdroższą kreację z najbardziej prestiżowego butiku,
wciąż nie wyglądałabym tak dobrze.
Gdy wreszcie dotarłam do korkowej tablicy, wędrowałam palcem
po tabeli wyszukując swojego grafiku. Obróciłam się na pięcie i po drugiej
stronie holu zobaczyłam B.I. Obserwował każdą dziewczynę przechodzącą obok, a
one posyłały w jego kierunku maślane spojrzenia. Żałosne.
W końcu spojrzał na mnie, a ja spięłam wszystkie możliwe
mięśnie twarzy, by nie pojawił się na niej żaden grymas. Minęłam chłopaka
pewnym krokiem. Jeszcze zanim zniknęłam za ścianą spojrzałam na bruneta jeszcze raz. Nie rozczarował mnie.
Lustrował kolejną piękną uczennicę.
Byłam wściekła. Nawet
nie mógł sobie wyobrazić ile kosztowała mnie ta obojętność. Nie łatwo było mi
zachować zimną krew, zwłaszcza po tym, jak potraktował mnie ostatnio. Teraz
stanowiłam jedynie szarą przerwę pomiędzy szkolnymi pięknościami. W mojej
głowie powoli zaczęła rodzić się iskierka nadziei w to, że ta głupia obietnica
była jedynie żartem i wystarczająco zniechęciłam go do siebie.
Dotarłam pod salę, gdzie na ławkach siedziało już kilku
chłopców czekając na zajęcia. Szukałam Ellie, która, jak już zdążyłam się
zorientować, przychodziła zawsze grubo przed czasem.
Zadzwonił dzwonek.
Zobaczyłam biegnącą przez korytarz dziewczynę. Trzymała w
jednej ręce rozpiętą torbę, z której cała zawartość z łatwością mogła wysypać
się na ziemię. Minęła mnie obojętnie, zupełnie tak, jak ja Hanbina. Świetnie,
teraz będziemy się ignorować.
-Siadajcie.- poleciła nauczycielka poprawiając na nosie
stylowe okulary.
-Dobrze, że mam gdzie.- burknęłam cicho pod nosem widząc jak
blondynka celowo ustawiła na krześle obok skórzaną torbę.
Westchnęłam i udałam się do przedostatniej wolnej ławki w
rzędzie obok. Wyciągnęłam notes i przeliczyłam się sądząc, że będę w staniu
skupić się na lekcji.
Jakieś dwa metry obok siedziała osoba, której nienawiść do
mnie skutecznie zagęszczała powietrze, utrudniając oddychanie.
***
Stołówka pękała w szwach. Zaciskałam palce na plastikowej
tacce i wyciągając szyję rozglądałam się za wolnym stolikiem. Jakby na złość
każdy był zajęty, a ssanie w żołądku dawało się coraz mocniej we znaki.
Spojrzałam jeszcze na piętro, gdzie rozpoznałam Bobby’iego objadającego się
frytkami, jakąś dziewczynę i zapewne Hanbina, który odwrócony był do mnie
tyłem. Nagle zauważyłam jak uśmiechnięty brunet prześwietla mnie wzrokiem i
rozchyla lekko usta.
-Hey!- Bobby krzyknął już poważnie, a ja zsunęłam kanapkę
zapakowaną w biały papier do plecaka i szybko chwyciłam kubek zielonej herbaty.
Niemal z prędkością światła wyszłam z ogromnej stołówki po
drodze obijając się o umięśnione ramiona wchodzących właśnie futbolistów. Na
korytarzu było o wiele spokojniej i to mi się podobało. Znalazłam pustą ławkę
ustawioną pod szklanymi oknami stanowiącymi jedną wielką przeźroczystą ścianę.
Postawiłam gorący kubek na ziemi i zaczęłam grzebać w plecaku w poszukiwaniu
swojego śniadania.
-Nie odpisałaś.
Odwróciłam się szybko słysząc doskonale mi znany męski głos.
Pod ścianą stał B.I poprawiając włosy, które uroczo opadały mu na czoło.
Nie spotkał się z pożądaną odpowiedzią. A tak dokładniej,
nie spotkał się z żadną. Jaka szkoda.
Z niemałym trudem
oderwałam wzrok od chłopaka ubranego w luźną granatową bluzę i czarne spodnie.
Przeczesał palcami włosy, a mój oddech na chwilę się zatrzymał. Wyglądał tak idealnie
i męsko chociaż byłam pewna, że sięgnął po pierwsze lepsze ubrania z szafy.
-Nie odpisałaś. - powtórzył, a ja zacisnęłam palce na szelce
od plecaka, by zachować spokój.
Hanbin przysiadł się obok rozkładając szeroko nogi, tak że
jedna z nich stykała się z moją. Chciałam się odsunąć, gdy złapał mnie za rękę.
Sam zmienił pozycje siadając okrakiem na ławce i lustrując mnie wzrokiem.
-Następnym razem nie wystawiaj mojej cierpliwości na próbę.-
warknął poważnie, a ja śledziłam tylko ruchy jego malinowych warg.
-Następnym razem do mnie nie podchodź.
B.I zmarszczył czoło, wstał i pochylił się nade mną.
- Sama przyjdziesz.- mruknął w moje włosy w między czasie
kładąc dłoń na kolanie.
Nienawidziłam go. Jego bezczelność i arogancja sprawiały, że
bez wahania mogłam tak mówić. Jednak wyglądał, patrzył i nawet pachniał w taki
sposób, że jeszcze chwila i oszalałabym z powodu jego bliskości.
Wyprostował się i zanim odszedł nie omieszkał potrącić
stojącego na ziemi kubka z herbatą.
Dupek.
***
Dzisiaj wyszli do kina. Niemal siłą wystawiłam
ich za próg. Należy im się chwila wytchnienia. Zwłaszcza, gdy dopiero co się
przeprowadziliśmy. Uważają teraz, że wszystkie problemy zostawiłam za sobą. I
chociaż mają rację, czuję, że to wszystko wróci. Wróci ze zdwojoną siłą.
Tymczasem
delikatny dym unoszący się nieco nad opiekaczem dał znać, że moje kanapki są
już gotowe. Wyłożyłam je na talerzyk łapiąc pieczywo dwoma palcami. Trzymając w
jednej ręce swój posiłek przeszłam do otwartego na kuchnię salonu. Położyłam
się na sofie i zmieniłam kanał z muzycznego na jakiś serial powtarzany już z
rzędu kolejny sezon. Zajadałam się tostami, przeżywałam na ekranie losy
wielopokoleniowej rodziny i było na prawdę świetnie. Czasem potrzebowałam
przerwy. Po prostu tego, żeby wokół mnie nie było żadnych ludzi.
Po
chwili, przez głośną kłótnię bohaterów serialu, którzy jak zwykle spierali się
w kwestii życia i śmierci, przebił się dzwonek do drzwi. Odłożyłam talerzyk na
czarną ławę i pokonując dwa schodki zatrzymałam się w korytarzu przed wielkim
lustrem. Przełożyłam rozpuszczone włosy na jedną stronę. Poprawiłam jeszcze
luźną koszulkę, która odkrywała jedno ramię i będąc przekonana, że dziadkowie
zapomnieli kluczy, otworzyłam drzwi.
-
Nawet z jedzeniem sobie nie radzisz.- B.I stał niemal w progu, a zanim zdążyłam
zareagować jego kciuk dotknął kącika moich ust strącając okruszek.
Przestraszyłam
się i zrobiłam krok do tyłu. Chłopak uśmiechnął się lekko, a ja zauważyłam, że
obok niego stoi dość duże kartonowe pudełko.
- Po
co przyszedłeś?- spytałam pokonując próg.
Zamknęłam
drzwi i oparłam się o nie stanowczo. Nie miałam zamiaru wpuszczać go do środka.
-
Też się cieszę ,że cię widzę.- powiedział chłodno wkładając ręce do kieszeń. Zlustrowałam
go przenikliwym wzrokiem, który później utkwiłam w pudełku.
-
Co…
-
Prezent.- przerwał mi, świadomy jak bardzo mnie to denerwuje.
- Z
jakiej…
-
Powiedzmy, że…- odetchnął głęboko jakby to, co zaraz powie, wymagało niemałego
wysiłku.- na przeprosiny.
Tego
się nie spodziewałam. Byłam w szoku i każdy mięsień na mojej twarzy to
ukazywał.
-
Daj spokój.- nagle schylił się po pudełko, podniósł je ostrożnie i zbliżył się
bardzo blisko.- Wpuścisz mnie?
Nie
mam pojęcia dlaczego uległam. Otworzyłam drzwi i przepuściłam w nich chłopaka,
który wchodząc zdjął kaptur. Poprawił swoje czarne kosmyki i muszę przyznać, że
wyglądał cholernie seksownie.
-Dlaczego…-
zaczęłam.
-Zaraz
zobaczysz.- znów wtrącił się połowie zdania, a moje piąstki zacisnęły się z
wielką siłą.
Hanbin
rozsiadł się na kanapie i bez zastanowienia chwycił za tost.
A
więc…- mówił, w między czasie przełykając kawałek kanapki, nie omieszkując
oblizania swoich pełnych warg.- Chodź, to ci pokażę.
Stałam
z założonymi na piersiach rękami i uniosłam kpiąco brwi. B.I znów na mnie
skinął, a jedna z moich cech- ciekawość- wzięła górę. Powoli i niepewnie
stawiałam kolejne kroki zupełnie jakbym nie była w swoim domu. Chłopak patrzył
na mnie z rozbawieniem. Bardzo śmieszne…
-
Dzisiaj?- pośpieszył mnie.
Parę
sekund później znalazłam się obok sofy, na której siedział. Pokazał palcem, bym
nachyliła się powoli wzniecając jedynie moją ekscytację. Gdy, tak jak polecił,
zbliżyłam swoją twarz, poczułam na brzuchu jego silne ramię, które owinęło się
wokół mojej talii.
Przyciągnął
mnie do siebie tak, że wylądowałam wprost na jego kolanach.
-Cii…-
szepnął, gdy zaczęłam się wiercić.
Przeciągnął
moje włosy do tyłu odkrywając nagie ramię. Wkrótce poczułam na nim przeszywający
dreszcz przyspieszający moje serce do maksymalnych obrotów.
-Pokażę
ci.- zapewnił i włożył swoje ręce pomiędzy moje opadające swobodnie ramiona i
przyciągnął karton.
B.I
Położyłem
swój podbródek na miękkiej skórze ramienia Sky. Delektowałem się jej zapachem i
miękkością włosów, które otulały mój policzek. Czując jej zdenerwowanie
postanowiłem dłużej nie trzymać dziewczyny w niepewności i powoli otworzyłem
pudełko.
-Oh!-
niemal pisnęła, jednak szybko zakryła dłonią usta.
Zeskoczyła
z moich kolan, które już zdążyły przyzwyczaić się do jej ciała.
-Hanbin!- krzyknęła poważnie kładąc dłonie na swoich
biodrach.- Co Ty sobie wyobrażasz?!- pytała gestykulując.
Włożyłem dłonie do pudełka, by po chwili wyciągnąć z niego
czarno-białego, puchatego psiaka rasy husky. Szczeniak położył mi się na
kolanach wtulając w granatowy T-shirt.
- Widzisz? Tak powinnaś zrobić.- rzuciłem, głaskając
zwierzaka, który przesypiał 3/4 swojego życia.
- Bądź poważny! To nie jest rzecz, którą daje się ot tak!-
położyła dłoń na swoim rozpalonym czole.- Pomyślałeś o moich dziadkach?!
Nie pomyślałem. Nie brałem tego nawet pod uwagę. Nie
wiedziałem, że tak zareaguje. Skoro zamierzała chodzić do tego pieprzonego
schroniska musiała przecież chcieć swojego kundla.
- Dobra…- podeszła do mnie i kucnęła.- Pokaż to cudo.
Oderwałem od siebie psa, a Sky wzięła go w ramiona.
-On?- spytała.
-Ona.- puściłem do niej oczko, na które zareagowała
uśmiechem. Pięknym uśmiechem.
Poświęcała szczeniakowi całą swoją uwagę, a ja tylko
obserwowałem jak cały czas przytula go do siebie.
-Jest śliczna.- stwierdziła, całując ją i podnosząc wzrok na
mnie. Wyglądała na szczęśliwą.
-Wiem.
-Ale gdzie mogę ją trzymać? Dziadkowie nie mogą się
dowiedzieć.
-No nie wiem… w akwarium.- odparłem.
Sky nagle zaśmiała się i wypuściła z objęć suczkę. Wstała
wciąż chichocząc.
-Co?- warknąłem zdezorientowany.
-Nic. Po prostu to chyba najdłuższa nasza rozmowa, kiedy mi
nie przerwałeś.
Poderwałem się z kanapy i podszedłem do kuchennej wyspy,
którą dziewczyna zdążyła już minąć. Odsunęła szufladę, wyciągnęła małą
plastikową miseczkę i nalała do niej wody. Rozglądała się za psem, który ciągle
znikał za jakimś meblem. Wkrótce sunia sama pojawiła się przy nas i mlaskała
rozchlapując wodę na wszystkie strony.
-W sumie…- zaczęła.- Jest schowek, do którego dziadek na
razie nie planuje zaglądać. Do czasu, gdy nie wymyślę jak im to wytłumaczyć,
wydaje mi się, że może być w porządku.
-Czasem potrafisz coś wymyślić.
-Często , nie czasem! Ty po prostu zawsze mi przerywasz!-
pokręciłem głową próbując ukryć swoje rozbawienie.
-Gdzie ten schowek?- spytałem biorąc zwierzaka na ręce.
-Chodź.
Wyszedłem za nią na dwór, gdzie zrobiło się już nieco
zimniej. Szliśmy po wąskiej ścieżce
między świeżo zasadzonymi krzewami. Obserwowałem jak stawia ostrożnie
każdy krok, a jej nagie stopy wypadały z trampek. Od czasu do czasu odwracała
się z łagodnym uśmiechem jakby bała się, że znikniemy.
-Ta-da!- krzyknęła, wskazując na niewielki drewniany
budynek.
-To jest ten apartament?- warknąłem.
-Wybacz, nie pomyślałam, że możesz podarować mi psa.-
odparła sarkastycznie zabierając ode mnie szczeniaka.
Nacisnęła klamkę i chyba była równie zaskoczona. Wnętrze
było całkiem w porządku. Sky znalazła nawet kilka koców, z których uformowała
legowisko. Usiadła na starym krześle, które niepokojąco się chwiało.
-Zaraz się wywalisz.- warknąłem lustrując stary mebel,
sprawiający wrażenie sklejonego klejem biurowym.
-Wabi się jakoś?- zapytała gładząc suczkę po pyszczku.
-Myślałem nad Hope.
-Hope?
-Nie ważne.- odparłem surowo.- Jest twoja, nazwij ją jak
chcesz.
-Nie. Podoba mi się.
Wzruszyłem obojętnie ramionami i skierowałem się do wyjścia.
-A więc…- odwróciłem się na dźwięk jej głosu.- Dałeś mi
nadzieję.
(Hope- z j. angielskiego- nadzieja)