poniedziałek, 9 lutego 2015

VII


Sky
Wchodząc do pokoju miałam ochotę trzasnąć drzwiami z całej siły. Wiedziałam jednak, że zaraz na piętrze pojawiłaby się babcia, a ja musiałabym wszystko wytłumaczyć.
 Kontrolując swoje ruchy, jak najdelikatniej puściłam klamkę i rzuciłam się na łóżko. Leżałam na plecach wlepiając wzrok w biały sufit. Wyciągając rękę zapaliłam nocną lampkę, a telefon położyłam  zaraz obok niej. Oddychałam głęboko powoli się uspokajając. Nawet nie zauważyłam, że po policzku spłynęła łza, a po niej kolejna i kolejna…
Byłam zła. Zła na siebie, na wszystkich wokół. Zapowiadało się świetnie. Jednak szczęście nie trwało długo. Wróciły do mnie wspomnienia.
Przed moimi oczami pojawił się obraz zrozpaczonej Ellie. Pomimo tego, że ja również byłam zła, moje sumienie nie dawało za wygraną. Nie mogłam nazwać jej przyjaciółką i akurat w tym momencie cieszyłam się z tego. Jak wtedy bym się czuła? Zdrada najbliższej osoby jest chyba najgorszym świństwem jakie można wyrządzić. Nie wiedziałam, że B.I jest dla niej tak ważny. Nie wiedziałam, że go kocha. Ale co bym zrobiła z tą wiedzą? I tak poszłabym na imprezę i go spotkała, bo nic tak naprawdę nie zależało ode mnie. Najgorsze, że Ellie nie dała mi nawet szansy. Od razu skreśliła ze swojego życia. To bolało. Chciałam poznać nowych ludzi, zaprzyjaźnić się… Wiedziałam, że już nie mogę na to liczyć. Miałam być sobą, a jak widać prawdziwa ja odpychała ludzi wcześniej niż można było się tego spodziewać.
Spojrzałam na listę zasad. Mogłam już skreślić zasadę nr 6. Stałam się sensacją i to nie z własnego wyboru. B.I wyjątkowo postarał się, by niszczyć mój misterny plan krok po kroku. Do szału doprowadzały mnie próby zrozumienia, dlaczego skupił swoją uwagę akurat na mnie. Nie znałam go. On nie znał mnie, a jednak pojawiał się tam, gdzie byłam ja, jakby mnie śledził. Co robił w schronisku? Do tej pory myślałam, że będzie to miejsce mojej ucieczki. On postanowił jednak zniszczyć wszystko swoją obecnością. Tylko dlaczego?
Podniosłam się ocierając z policzków zimne krople. Usiadłam po turecku opierając się na łokciach, a twarz zatopiłam w dłoniach. Nagle wzdrygnęłam się na dźwięk nowej wiadomości. Sięgnęłam po telefon i przesunęłam palcem, by go odblokować. Co za niespodzianka.
 „Hej. Co u Ciebie? Tęsknię.”
Przetarłam twarz nie dowierzając własnym oczom, które wpatrywały się w nazwę nadawcy.
Angie.
Angela była moją najlepszą przyjaciółką. Osobą, której ufałam mimo wszystko. Znałyśmy się od lat i nie sądziłam, żeby istniało coś czego nawzajem o sobie nie wiemy. Niemal każdy wieczór spędzałyśmy razem chodząc do kina, parku czy klubu. Miała niezwykłą umiejętność perswazji i właśnie dzięki niej posmakowałam odrobinę życia towarzyskiego na imprezach.
Tamtej nocy Angie wybrała się na rundkę po klubach. Ja nie miałam na to ochoty i udając chorobę zostałam w domu. W tym przypadku działały tylko kłamstwa. Ona wręcz była uzależniona od imprez. Wybierała się na nie zbyt często, nie zważając na konsekwencje, które czasami były dla niej opłakane.
 Około 3 w nocy zadzwoniła dukając, że nie wie co robić. Płakała do słuchawki, a pojedyncze wybełkotane przez nią słowa ułożyłam w jedną dość spójną całość.  Była kompletnie pijana i zgubiła portfel. Nie chcąc, by jej rodzice- prawnicy, dowiedzieli się o wybrykach ukochanej jedynaczki zapytała, czy nie mogłabym po nią pojechać. Jeszcze raz upewniłam się co do godziny. Zeszłam na dół, gdzie znajdowała się sypialnia rodziców. Uchyliłam lekko drzwi i zobaczyłam śpiącą  parę. Postanowiłam, że nie będę ich budzić tylko dlatego, że moja szalona przyjaciółka wpadła bezmyślnie w kłopoty. A to nie był pierwszy raz.
Bez zastanowienia przebrałam się szybko i wybiegłam z domu zabierając zapas pieniędzy. Złapałam taksówkę i podałam kierowcy adres, który z trudem uzyskałam od Angie. Gdy samochód zatrzymał się pod wielkim klubem, z którego wydobywała się głośna muzyka, odważyłam się zagłębić w tłumie pijanych ludzi. Angela, tak jak zapewniała, stała niepewnie po prawej stronie budynku opierając się o jego ścianę.  Podeszłam do niej, zarzuciłam jej rękę na moje ramię i kierowałam się w stronę taksówki. Tej jednak nie było. Coraz częściej za to słyszałam kaszel i marudzenie przyjaciółki, której stan z pewnością można było nazwać zatruciem.
-Hej, śliczna.- usłyszałam obrzydliwie zachrypnięty męski głos zza moich pleców.- Zabawimy się?
Przerażona, tym co może się za chwilę stać wysłałam szybko sms-a do taty streszczając maksymalnie całą sytuację. Być może oglądnęłam za dużo filmów, może to zbyt bujna wyobraźnia… Tak naprawdę byłam tchórzem, więc wybrałam najłatwiejszą opcję.
Gdy ja modliłam się o przeżycie, poczułam, że siły dziewczyny wiszącej na mnie dziwnie szybko wracają do siebie. Odetchnęłam lekko i przyspieszyłam kroku. Oddaliłyśmy się wystarczająco, bym mogła posadzić Angie bezpiecznie na ziemi. Pocierając nagie ramiona, wyglądałam z daleka czerwonego auta mojego ojca.
Nigdy nie dojechał.
Oparłam się o zimną ścianę. Choć przeszedł mnie dreszcz, moje ciało wciąż było rozpalone. Myślałam, że wybuchnę, gdy do moich uszu znów doszedł znajomy dźwięk. Ona żartuje, prawda? Szarpnęłam za telefon w przekonaniu, że moja „przyjaciółka” dalej chce drążyć tą rozmowę.
„Jesteś cała? B.I”
Dobra. To był jeszcze większy żart. Bez chwili wahania znów zablokowałam telefon i rzuciłam go na fotel po drugiej części pokoju.
Mam dość.
B.I
Zaparkowałem samochód na placu przed domem. Mijając misternie przycięte krzaczki obracałem w dłoni telefon. Odtworzyłem drzwi wpisując kod do domofonu.
-Co tak późno?- spytała Ellen, gdy kierowałem się w stronę schodów.- Coś się stało?
Minąłem kobietę kompletnie ją ignorując. Ta wycierała ręce w ściereczkę właśnie po skończonym zmywaniu. Miała małą obsesję na temat porcelanowej zastawy, której za żadne skarby nie włożyłaby do zmywarki.
 W skrócie Ellen to moja macocha. Mieszka z nami ponad 10 lat. W prawdzie mogę powiedzieć, że traktuję jak własną matkę. Wiem, że relacje w takich historiach z reguły bywają „nieco” gorsze niż poprawne. Tym razem było inaczej. Byłem jej wdzięczny, że wyciągnęła ojca z dołka po śmierci mamy. Potem urodził się młody i zaczęliśmy sprawiać pozory normalnej rodziny. Pozory.
-Hanbin?- dociekała marszcząc czoło i zakładając kruczoczarne włosy za ucho.
Znów nie uzyskała odpowiedzi. Nie, to nic osobistego. Po prostu, gdy nie mam ochoty rozmawiać- nie robię tego. Kierując się w stronę swojego pokoju, który znajdował się na końcu długiego korytarza zatrzymałem się przed białymi niedomkniętymi drzwiami wyglądając do środka przez małą szparę. Widziałem jak pościel w statki kosmiczne podnosi się  i opada spokojnie. Śpi.
 Już miałem odejść, gdy doszły do mnie ciche jęki. Bez wahania wszedłem do pokoju siadając na łóżku.
-Theo, wszystko w porządku.- gładziłem miękkie przykrycie, a chłopiec po chwili znów pogrążył się w spokojnym śnie.
Siedziałem tam jeszcze przez jakieś 15 minut, by upewnić się, że nic już nie przerwie mu snu.  Potem niemal bezdźwięcznie wróciłem na korytarz, nie domykając drzwi, by w razie czego usłyszeć nawet głębsze westchnięcie.
Wreszcie nacisnąłem klamkę do mojego pokoju. Pchnąłem drzwi, by po chwili znaleźć się na szarym dywanie położonym na środku. Same ściany również były w odcieniach szarości, jednak znacznie ciemniejszej. Nie miałem dużo mebli, podobała mi się wolna przestrzeń. Jedynie biurko, pojemna szafa i stolik nocny znalazły swoje miejsce. Ich czarne, matowe wykończenie nadawało mu klimat. Jednak nie miało to dla mnie znaczenia. Spędzałem tam jedynie noce.
 Położyłem się na łóżku wcześniej strącając rozrzucone dzisiaj rano świeżo uprane ubrania. Wyciągnąłem z kieszeni telefon . Nie wiem dlaczego nagle moje myśli zajęła Sky. Nie zastanawiałem się, czy nie zareagowałem zbyt ostro. Zdenerwowała mnie, a to zwykle się tak kończy. Już miałem przycisnąć klawisz blokady, gdy opuszek palca dotknął ikonki "galeria". Przedarłem się przez masę zdjęć zrobionych wczoraj przez Theo i znalazłem jedno przedstawiające zasady Sky. Przeczytałem je.
Nie mam zielonego pojęcia co ona sobie myślała. To nie jest pieprzone średniowiecze, by ustalać własne kodeksy rycerskie. Analizując kolejne punkty zorientowałem się, że coś tu nie gra. Ma jakieś problemy, a jednym z nich jestem ja.
Jednak jakaś część mnie buntowała się przeciwko dotychczasowemu podejściu do ludzi. Musiałem się dowiedzieć, czy dotarła bezpiecznie. Wiem, jestem dupkiem, że wysadziłem ją w połowie drogi w całkiem nieznanym jej mieście. Przecież musi być wszystko w porządku, nie kopie się leżącego.
"Jesteś cała?"- wysłałem sms na numer, który załatwił mi Bobby.
Czekałem. Kolejne minuty mijały i wciąż nic. Zdenerwowałem się trochę. Pozostawało tylko wyjaśnić jedno: wkurzyła mnie bardziej możliwość, że mogła mnie zignorować, czy to, że mogło jej się coś stać.



Read=Comment

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz