poniedziałek, 9 lutego 2015

III

B.I
-Mogę się założyć, że odkąd mnie poznałaś złamiesz każdą z nich.- rzuciłem.
Dziewczyna podniosła na mnie wzrok unosząc brwi do góry uśmiechając się tak niewinnie i uroczo, że miałem wrażenie, że patrzę na dziewczynkę z telewizyjnych bajek na dobranoc. Moja twarz jednak pozostawała kamienna.
-Co?- spytała rozbawionym głosem jakby nie sądziła, żeby moje stwierdzenie było poważne.
-To.
-Okay… - zerwała kontakt wzrokowy i wróciła do pisania.
Wyciągnąłem z kieszeni telefon i zanim zdążyła zareagować zrobiłem zdjęcie kartki.
-Co ty robisz?
-Zbieram pokemony.- odparłem chłodno.- Zdjęcie, a co innego?
-Usuń to.
-Nie.
-Dlaczego?- poziom jej irytacji wzrastał z każdym wypowiedzianym przeze mnie słowem.
-Bo jest mi potrzebne. Mówiłem już.
-Posłuchaj…- zaczęła wdychając wielką porcję powietrza.- Nie wiem kim jesteś, nie czuję potrzeby poznawania twojej osoby, która, jak widać,  mnie denerwuje.- zaakcentowała ostatnie słowo.
Zerknąłem na barmana, który bezradnie pocierał ręką o czoło jakby wiedział, że dziewczyna nieświadomie pakuje się w duże kłopoty.
-Idziemy?- usłyszałem nagle głos Bobby’iego, a jego ręka spoczęła na moim ramieniu.
-Taaa…- zszedłem z krzesła i stanąłem za plecami dziewczyny. Nachyliłem się lekko czując jej orzeźwiający owocowy zapach. Chwyciłem między opuszki palców pasmo włosów, które wydostało się z kucyka i założyłem za jej ucho delikatnie dotykając przy tym jej policzka. Zadrżała.
- Ładniej ci w rozpuszczonych.- szepnąłem.
Wychodząc z chłopakami czułem, że przenika mnie zdenerwowanym wzrokiem. Zarzuciłem czarny kaptur na głowę i opuściłem pewnym krokiem knajpę.
SKY
Gdy pokonałam ostatni zakręt, do mojej furtki pozostało kilkanaście metrów. Cieszyłam się, że ulice świeciły pustkami, bo swobodnie mogłam uśmiechać się od ucha do ucha.  Omijając szczegół w postaci bezczelnego, sarkastycznego idioty, był to udany dzień. Chociaż i ten kretyn się przydał. Byłam odważna. Niemal nakrzyczałam na niego i nie ukrywałam żadnej z wielu emocji, które mną miotały. Może poza jedną… ukrywałam to, że był cholernie przystojny, a ja nie koniecznie dawałam sobie rady z kontrolowaniem moich oczu, które skanowały jego twarz kawałek po kawałku.
-Weź ze sobą pocztę, kochanie!- krzyknęła babcia, wychylając się przez okno, gdy nacisnęłam klamkę do furtki.
Cofnęłam się krok do tyłu i z czerwonej małej skrzynki wyjęłam plik kopert. Oglądając kolejne z nich nawet nie zauważyłam, gdy weszłam już do środka.
-Jest coś ciekawego?- spytała staruszka wycierając ręce w papierowy ręcznik.
-Nie- mruknęłam.- O jest coś do mnie! Ze schroniska.- wyjaśniłam zawieszając wzrok na jednej z kopert.
W Nashville byłam bardzo aktywną wolontariuszką w schronisku dla psów. Uwielbiałam tam chodzić. Zawsze, gdy przekraczałam bramę docierały do mnie odgłosy zwierząt cieszących się na mój widok. Gdy czworonogi patrzyły w moje oczy, czułam się jakby przewiercały szczerym wzrokiem  duszę na wylot. Dobrze wiedziały, że cierpię. Ale nie pytały. Nie dlatego, że nie mogły- one nie chciały. Wolały pocieszyć mnie swoją obecnością, a to działało jak nic innego. Najlepsze lekarstwo świata.
-Co tam piszą?- dopytywała się babcia.
-Dostałam certyfikat.- odparłam wyciągając złożoną na pół kartkę z twardszego papieru.- Myślisz, że tutaj gdzieś jest schronisko?  Chciałabym się zapisać.
-Coś się dzieje?- kobieta założyła ręce na piersi wiedząc, że uciekałam tam, gdy miałam jakiś problem.
-Nie, wszystko w porządku. Po prostu za tym tęsknię.
Po obiedzie sprawdziłam, czy  w pobliżu jest jakieś schronisku. Znalazłam jedno. Może nie było blisko, ale zawsze to coś. Ucieszyłam się i zaplanowałam kiedy się tam wybiorę. Odłożyłam laptopa na nocną szafkę i wbiłam wzrok w sufit. Przypomniałam sobie o moich zasadach. Chwyciłam za plecak i wyciągnęłam z niego zapisaną kartkę.
1.       Zajmę się na poważnie nauką.
2.       Będę bronić swojego zdania.
3.       Już nigdy nikt nie zobaczy jak płaczę.
4.       Nie okłamię dziadków i nie sprawię im przykrości.
5.       Ostrożnie dobiorę osoby, którym będę mogła zaufać i obdarzyć chociaż namiastką przyjaźni.
6.       Nie zwrócę na siebie zbytniej uwagi.
7.       Nie zakocham się.
 Przywiesiłam kartkę nad łóżkiem i wypuściłam gwałtownie powietrze zdając sobie sprawę z tego jak bardzo będzie to trudne. To niemal nie wykonalne. Nie w dzisiejszym świecie. Miałam jednak nadzieję i wierzyłam, że wytrwam chociaż do końca liceum. Nawet jeśli ktoś zapowiedział mi w tym przeszkodzić.
***
-Rozumiesz to?- usłyszałam cichy głos Ellie. Spojrzałam na nią, a ta zrezygnowanym wzrokiem wodziła za dłonią nauczycielki zapełniającą tablicę działaniami matematycznymi.- Co to w ogóle za hieroglify?
-Nie, to proste.- zaśmiałam się, przesuwając zeszyt w jej stronę.- Patrz…
-Patrzył się tu.- przerwała mi robiąc maślane oczy w kierunku ławki po drugiej stronie ściany.
-Kto?
-Jak to kto? B.I.- szepnęła, gdy nauczycielka odwróciła się, by zmienić marker.- Ten brunet pod oknem.
Zerknęłam na chłopaka ubranego w białą bluzkę, ciemne spodnie i czerwone converse. To ten idiota z baru! - krzyknęłam w myślach. Jeszcze mam z nim lekcje? Zdenerwowałam się, jednak po chwili  moje ciało ogarnął spokój, który przyszedł wraz z przekonaniem, że to co powiedział było kiepskim żartem. Bo dlaczego miałby niszczyć i tak przerażająco trudny plan na następne miesiące skoro nawet nie znał mojego imienia.
-Podoba ci się?- spytałam, wyciągając Ellie z zamyślenia.
-Nie…- szepnęła.- Ale jest… idealny.
-Tak, szczególnie z charakteru.- odparłam ironicznie ściągając na siebie wzrok koleżanki.- Nie, nie znamy się.- wyprzedziłam jej pytanie.- Po prostu słyszałam jak rozmawiali w knajpie.
-On jest po prostu trudny.- zaczęła.- Niedostępny… I chyba to tak na wszystkich działa.  Nie mówię, że nigdy nie miał dziewczyny. Oczywiście, że miał! Dziewczyny lgną do niego jak ja do szyby cukierni.- zaśmiałam się.- Ale na żadną nie patrzył tak, jakby… jakby była dla niego ważna.
Spuściłam głowę i wtedy głośny dźwięk dzwonka dotarł do moich uszu. B.I wstał szybko i zlustrował mnie wzrokiem. Jego źrenice, jak ociężałe, wędrowały po całej mojej sylwetce. Może bym się przejęła, gdyby to spojrzenie nie było tak przepełnione obojętnością.
Przechodziłam koło szafek i nerwowo szukałam numeru 115. Tłum ludzi jak na złość akurat teraz postanowił zgromadzić się wokół metalowych skrzynek. Nie miałam najmniejszej ochoty się między nimi przepychać. Wycofałam się do tyłu kilka kroków i stając na palcach próbowałam dostrzec trzycyfrową liczbę. Nie byłam niska, a jednak różnokolorowe czupryny chłopców i dziewczyn skutecznie mi to uniemożliwiały. Zrezygnowana powoli opadałam na pełne stopy, gdy poczułam czyjeś ręce na mojej talii. Sadząc po ich wielkości oraz dreszczu, który przeszył mnie całą należały do mężczyzny. Mocno zdziwiona poczułam, że odrywam się od ziemi. Niemal bezwładne ciało uniosło się nie wysoko, ale  dostrzegłam numerek szukanej szafki. Kilka sekund później białe trampki znów poczuły szkolną podłogę. Niepewnie odwróciłam się, by ujrzeć właściciela dłoni, które jeszcze wciąż zaciśnięte były na moim ciele. Przede mną stał… B.I. Moje usta bezwładnie otworzyły się, a chłopak skinął na moją koszulę, która wydostała się ze spodni i wyglądała co najmniej niechlujnie. Czym prędzej poprawiłam ją do początkowego stanu. Zrobiłam krok do tyłu uciekając od jego  dotyku.
-Znalazłaś?- zapytał.
-A-ah, tak.- dukałam.

Nagle po wyrazie twarzy zauważyłam, że myśli zupełnie o czymś innym, a kąciki jego ust jakby drgnęły do góry. Rozejrzałam się wokół, a kilkadziesiąt osób, które wcześniej denerwowały mnie swoim niezorganizowaniem  i pchaniem się na korytarzu, stało w milczeniu i wlepiało oczy w moją osobę. Cholera. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz